Każdego lata w wielu miastach różnych stanów odbywają się targi farmerskie, gdzie można

z powodzeniem zaopatrzyć się w super świeże warzywa, owoce, nabiał, mięso, pieczywo... a przy okazji zjeść coś ciekawego, przygotowanego przez farmerów bądź okolicznych restauratorów, przy czym zwykle przygotowują oni coś specjalnego, co trudno później znaleźć w ich menu.

W Chicago doroczne farmerskie fantastyczne spotkania odbywają się między innymi na Logan Square. "Logan Square Market" poza pysznymi naleśnikami z gryki, wypełnionymi mieszanką warzyw i owoców (o tym w kolejnym wpisie), obfituje w chicagowskie hot dogi, które wyróżniają się inną bułką i dopełnieniem parówki, która też smakuje inaczej niemal w każdym stanie. To temat na kolejne nasze spotkanie niebawem... 

O Portland wspominałam przy okazji sałatki melonowej, ale poza nią bywa tam też wyśmienita pizza, baranina z prawdziwego barana, a doprawiona tak, że nie do końca wiadomo, jakie to mięsiwo... Pycha! No i ciasta... O jednym z nich też całkiem niedługo... I nazbierało się tematów sporo...

Dzisiaj polecam farmerski bazarek w największym mieście stanu Pensylwania. Philadelphia  ma swój Headhouse Square, a tam znane w całym stanie "Headhouse Market", zakwitający pięknymi kwiatami, oczarowujący zapachem melisy, czosnku, szczypiorku czy niebywale słodkich truskawek lub innych sezonowych owoców. 

Szefowie kuchni przybywają zwykle najwcześniej. Zawierają odpowiednie dla ich restauracji transakcje i przygotowują swoje propozycje dla tłumów młodych i starszych i jeszcze starszych, którzy niebawem rozpoczną spacer między stoiskami pod Shambles - łukowatą galerią na świeżym powietrzu, pod którą ten rynek działa z przerwami od 1745 roku.

Stali klienci kupują tutaj większość cotygodniowych produktów. Mają "swoich" dostawców, znają ich z imienia, więc trudno się dziwić przytulaniom, pozdrowieniom, krótkim rozmowom, jak wśród starych znajomych... A na straganach jest niemal wszystko z podstawowych produktów spożywczych. Zgodnie z popytem, odpowiednia podaż. Jak to w biznesie winno bywać.

Jedni przychodzą tylko po chleb i kwiaty. Inni - po wszystko, co oferują vendors (sprzedający) - mięso, owoce morza, świeże warzywa i owoce, pieczywo, nabial, rozsady do ogrodów, zioła

w doniczkach...

Mimo zapachów, smaków, śniadań i lunch'ów, spacerowicze i "zakupowicze" dostrzegają też bruk, kopułę, w której kiedyś dzwonił dzwonek czy czerwoną cegłę siedziby głównej bardzo dawnej straży pożarnej (od jej nazwy pochodzi określenie dzielnicy i rynku). I postrzeganie dzisiejszego targowiska nabiera zupełnie innego ciężaru gatunkowego, ponieważ tam gdzie teraz przechadzają się, inni przechadzali się po raz pierwszy ponad 250 lat temu...

Co wówczas jadano, nie wiem, ale obecnie dużą popularnością cieszą się: mrożony sernik

z truskawkami albo sernikowo-truskawkowe lody !

​